Przed świętami szyłam praktycznie do ostatniej chwili. W garnku gotowały się wigilijne potrawy a ja jeszcze starałam się spełnić marzenia dzieci - na pożyczonej maszynie, bo moja tak się rozregulowała, że nie dało się pracować. Zakończyłam więc wszystkie prace, nie raz z opóźnieniem dostawy :( Zabawki były jednak tak wyjątkowe i pracochłonne, że doba miała zawsze zdecydowanie za mało godzin. Nawet niektórych lalek czy misiaków nie sfotografowałam...
W tym rozgardiaszu zapomniałam o jednej zabawce. Króliku Marynarzu, który pojechał do Finlandii.
Rok temu - chyba, bo pewna nie jestem, szyłam królicę dla dziewczynki. Małej Moonie, do której poleciał królik w biało czerwonej sukience (chyba...), urodziła się siostra.
Mea od świąt ściska tego oto Marynarza.
o
Marynarz, a raczej "Marynarka" hahaha to bardzo wesołe stworzenie. Żądne wiecznych podróży, kocha bryzę na twarzy, wiatr od morza między uszami i zgrzyt piasku w zębach, gdy wcina marchewkę na którejś z wydm. Nie raz to oczywiście jedynie jej fantazja, zawsze jednak dając "Marynarce" wytchnienie i niespożytą energię do zabaw ze swoją Przyjaciółką.
smile emoticon
Mam nadzieję, że będą się bawić razem radośnie...Całą czwórką, najlepiej
Słowem wytłumaczenia się..."Marynarka" to pomysł Kingi. Uważam zresztą, że bardzo trafiony ;)