Uszyłam Ślązaczkę na zamówienie jednego pana dla swojej córki i prawdę mówiąc jestem nią wycieńczona.
Podchody robiłam niesamowite. Raz szyłam bluzkę innym razem już wywalałam ją w diabły :). Potem kombinowałam, znowu kroiłam aż w końcu jest...coś ala Śląsk :)
Najpierw Ślązaczka dostała galotki wiązane na tasiemkę a zaraz potem halkę ozdobioną
delikatną koronką.
Na halkę wciągnęła kwiecistą spódnicę w której szybko pobiegła po "wianuszek" i coś na wzór apaszki.
Nawet kamizelkę ubrała, choć miała z niej zrezygnować...
Potem już tylko zawiązała delikatny jak mgiełka fartuch, poprawiła przed lustrem uszy prężąc się i oglądając z każdej strony i oświadczyła...
Mogę jechać :)
ze ślązaczki dziołcha jak się patrzy :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Och jaka fajniutka:)Słonecznie pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńjam Ślązaczka :) ale okazuje się, że za diabła nie jestem śląska :)))
OdpowiedzUsuńMamoKini :) jest świetna :) gratuluję samozaparcia :) Ślązaczki to trudny materiał do urobienia :)
Noooo...Jest 'COSIK' na Slask:-)
OdpowiedzUsuńBardzo sliczna Slazaczka i nic dziwnego,ze Cie zmeczyla-wyzszy stopien trudnosci.
Pozdrawiam Serdecznie-psiankaDK-
Super Ci wyszła! Ale faktycznie temat trudny i bardzo pracochłonny! TYm bardziej podziwiam! pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim razem i każdej z osobna za przemiłe słowa.
OdpowiedzUsuńTym bardziej duma mnie rozpiera, że dałam radę :)szczególnie, że od kiedy ja szyję? Nie wierzyłam w siebie a tu proszę - żal odesłać hahaha
dziękuję :*